Moim głównym celem było przede wszystkim wykucie na pamięć czegoś bardzo ważnego, lecz jeszcze mało popularnego w psich sportach - psiej rozgrzewki i rozciągania. I nie zawiodłam się. W końcu mam pewność, że prowadzę bezpieczne treningi dla starszawego Geniusza.
Wspaniali ludzie, piękna pogoda (zdecydowanie nie zimowa), cudowna lokalizacja i jeszcze przepyszne wypieki (nie wspominając o obiadkach) sprawiły, że ten weekend nie pójdzie w zapomniane.
A ja... przede wszystkim będę "walczyć" z psem do końca. Nawet jeśli gardło będzie padało od wszelkich "daaaawajj, chodź, suuuupperrr, taaaaakkk, jeeees!, dawaj tooo, get it!, łaaaaap, trzymaj, taaaaak, jeeees!", a przez robienie z siebie idiotki wywołam śmiech na twarzy przechodniów - nie poddam się!
Aha i może w końcu zacznę ładnie rzucać :P Teorię znam, już nawet dłuższy czas. Problem z praktyką i szlifowaniem umiejętności, na co zazwyczaj nie mam czasu.
No i jak widać na powyższych zdjęciach - była wielka różnorodność psów. Był tylko jeden bołdeł, co obecnie jest dość zastanawiającym zjawiskiem :D Wszyscy na swój sposób byli w super porozumieniu ze swoimi psami i bardzo fajnie mi się to wszystko oglądało. Tak na koniec powiem... ja chcę jeszcze raz!
Zdjęcie kradzione, ale kurczę - jedyne na którym mnie widać! :D Najwygodniejszy fotel na świecie!