Seminarium z Paulą Gumińską w Malborku

W ubiegły weekend uczestniczyliśmy z Barkasem w seminarium odbywającym się nieopodal, bo w Malborku. W sumie, jechałam tam całkiem wyluzowana, organizatorki dobrze znam, miejsce dobrze znam, a Barkas poczynił bardzo ładne postępy z wieloma rzeczami ostatnio.

Niestety, po dwóch nieprzespanych nocach i z problemami zdrowotnymi nie było ze mną za dobrze. Pierwszego dnia Barkas zachowywał się nie ładnie w stosunku do innych psów. Powodów jest w sumie sporo, zaniedbałam go odrobinę moimi maturami, wyjazdami, w dodatku zakochał się na zabój w cziłkowatej pocieczkowej suczce Zuzy i bardzo się gniewał, gdy inny pies ją wąchał. No i stres. Mój stres. Skąd się wziął to ja nie wiem, ale zgaduję, że z problemów zdrowotnych.



Jako, że jesteśmy hardkory, zaklepałam szybko pierwsze miejsce na wejściach z psami. Seminarium rozpoczęło się od tego, że trzeba było pokazać co się z psem robi. Wyszliśmy na środek na totalne YOLO, ale... to nie był dobry pomysł, bo w ogóle nie wiedziałam co pokazać. W dodatku wzięłam kundla na lince, a mój kundel nigdy nie chodzi na lince (zrobiłam to tylko dlatego, bo jak wspomniałam, Barkas pokazał regres względem bycia socjalnym) i się trochę plątaliśmy.

Nie obyło się, rzecz jasna, bez frisbee. Trenowaliśmy rzuty i graliśmy w Ultimate frisbee, czy jakoś tak.  Było też dużo omawiania piesków, pokazywania na Wenie jak samym zachowaniem i głosem można szybko popsuć psa itd. Na omawianiu piesków Paula powiedziała mi, że jeśli mój pies drugiego dnia nie będzie chciał pracować, to to będzie moja wina, bo za dużo robię i za dużo wymagam. Utkwiło mi to w pamięci bardzo.

Na sesji z psem chciałam przerobić bawienie się zabawkami. Barkas kiedyś miał z tym ogromny problem, bo nawet w domu się nie bawił, jednak pracowałam na tym skrupulatnie. Na początku kundello upatrzył sobie jeden szarpak i nie chciał się wymienić na mopa, co było dla mnie dużym zaskoczeniem, bo wymianę miał zrobioną bardzo ładnie. Po prostu innym sposobem. Paula kazała mi uciekać z mopem, a ja zazwyczaj pokazuję psu w dwóch rękach następną zabawkę, krzyczę "okej, kecz" i jest zmiana. Fajnie było zobaczyć, że jednak zmiany nie są tak oczywiste dla mojego psa.
Dodatkowo, podczas sesji dostawał komendę "koniec". Ja 'koniec' stosuję, gdy już w najbliższym czasie naprawdę nic nie będę chciała, przy 'koniec' mógł się zazwyczaj spokojnie oddalić na 5-7 minut, wysikać, wywąchać i takie tam. A tu zmiana, bo po niecałej minucie po 'końcu' pańcia woła i trza znowu zaiwaniać. To była dla niego nowość i widać było, że miał z tym problem. ;)

Wyszedł też problem z przywołaniem. Generalnie, nigdy nie robiłam z Barkasem przywołania. Nauczyłam go jedynie, że opłaca mu się trzymać blisko mnie i "stój". Podobno fajnie było oglądać, jak przerażony Barkasik szuka pańci, gdy ta schowała się za drzewem :P



Zrobiliśmy również kawałek frisbowania. Byłam generalnie bardzo do dupy pod tym względem w stosunku do psa, bo za dużo wymagałam, a niepowodzenia głośno i niemiło komentowałam. I takim trafem, z psa który uwielbiał ten kawałek plastiku, zyskałam psa, który na widok tego samego kawałka plastiku miał minę "no pogryzłbym z chęcią, ale w sumie wal się, bo wiem jaka jesteś".
Paula pomogła mi obniżyć poprzeczkę i nauczyła być zadowoloną przy samym szarpanku i przynoszeniu.

Noc spędziliśmy z Barkasem równie fajnie co drugi dzień.
Drugiego dnia Barkasowi odwidziało się już to całe bycie niemiłym dla innych piesków. Po superowych zabawach z frisbee, typu 'trzeba sie stykać rękami i rzucać frisbee, komu spadnie robi od nowa', przeszliśmy do sesji z psami. Jako, że wcześniej była mowa o sztuczkach, stwierdziłam, że spróbuję z Barkasem coś, do czego była mi potrzebna mądra i dobrze wydająca smaki pomocna ręka :D Zrobiliśmy z Barko stanie na stopach, które szybko załapał. I o ile on szybko załapał, o tyle ja mam problem z skarmianiem go tam, ale to już szczegół, stary, chory i długi pies potrafi!


mina<3

Po pogadance, jedzeniu i milionie innych rzeczy, nastała druga i ostatnia sesja z psem. Stwierdziłam, że jednak zrobimy frisbee. Słońce paliło nas niemiłosiernie, przez co Barkas pomimo wielkiej chęci zostania ze mną, poszedł w cień. I był to dobry pomysł, od razu oboje się lepiej poczuliśmy. I chociaż miał fazy sikania, to i tak bardzo ładnie pracował, a przede wszystkim - był szczęśliwy! Widok jak mój pies nosi za mną dysk i aż cały podskakuje z radości jest dla mnie ważniejszy niż nawet najlepiej łapiący, ale smutny pies.

Najważniejsze rzeczy, jakie sobie wypisałam po semi to:
- Różne komendy na podobne rzeczy (mam tak w obi, ale okazuje się, że w życiu codziennym też się przyda)
- Nie pamiętanie przeszłości (a raczej, nie wmawianie sobie bez przerwy jak dużo już osiągnęliśmy, jak bardzo pies się zmienił, tylko gnanie do przodu, pomimo przeszłości)
- Przywołanie jest ważne (ja to olałam w procesie naukowym Barko. Ale okazuje się, że jednak jestem głupia :D)
- W trudnych warunkach, nawet bardzo dobrze znane komendy, powinny być super nagradzane
- Od-uzależnienie się od sukcesów i kładzenie sobie czasem kłód pod nogi :) 

Chyba moje ulubione zdjęcie, które zrobiłam podczas semi, po więcej możecie klikać tutaj: https://www.flickr.com/photos/132740520@N05/sets/72157653355207116

No i generalnie - Tak, Nina, przyznaje, dobra organizacja, przestanę marudzić! :D
Bardzo mi się podobało, pomimo prażącego słońca i konieczności jeżdżenia do ubikacji do pobliskiego MCDonalda :P Fajna atmosfera, fajni ludzie, z którymi można było porozmawiać na tematy różnorakie i porządna dawka wiedzy.
No cóż, rozwiązanie jest jedno - trzeba powtórzyć!